sobota, 3 stycznia 2015

Kilka godzin w Wilnie

Żeby mieć z głowy TRANSBALTICĘ, która dla przypomnienia jest wyjazdem majówkowym zorganizowanym przez studenckiewyjazdy.pl i na który razem z N. pojechałyśmy w maju 2014 roku, zamieszczam poniżej ostatni wpis z tego cyklu.
W każdym razie: bardzo fajny majówkowy wyjazd, można ciekawie spędzić czas [zwiedzać, pić, nie żałować], poznać nowych zajawkowych ludzi oraz napstrykać pierdyliardy fotek [all day all night]. Tak też ja robiłam! Tylko moje fotograficzne zacięcie umarło w skutek naturalnego zniechęcenia&zmęczenia dnia czwartego naszego wyjazdu. Niestety/stety padło na [uwaga!] WILNO.


Tak, tak dokładnie - TO Wilno - stolicę Litwy, naszego sąsiada, który ponoć niezbyt nas lubi, no ale cóż czasami małżeństwo się nie udaje, a po rozwodzie wcale nie jest lepiej.


Wilno było kolejną stolicą, którą zwiedziłyśmy niezbyt świadomie. No cóż, mogę tylko zaspoilerować, że później będzie nieco lepiej z tą naszą świadomością zwiedzanego miejsca [Wiedeń].

W Wilnie spędziłyśmy zaledwie parę godzin. Oczywiście w związku z tak małą ilością danego czasu, nie byłyśmy w stanie wszystkiego zobaczyć. Aczkolwiek Wilno powitało nas cudowną wiosenną pogodą i niezwykle miło było zobaczyć ponownie słoneczko i niebieskie niebo.


Podczas zwiedzania miasta nie mieliśmy przewodnika, z N. snułyśmy się bezmyślnie za naszym opiekunem wycieczki, który nie raz był w stolicy Litwy, więc mniej więcej wiedział co, gdzie i jak. Po prostu idąc patrzyłyśmy na otoczenie nie wiedząc za bardzo co mijamy i jaką część miasta widzimy. Nie przeszkadzało nam to jakoś specjalnie, bo [przynajmniej w moim przypadku] miałam wyjebane. Po trzech intensywnych dniach chodzenia i po trzech równie intensywnych nocach zabawy, doliczając do tego godziny ciągłej jazdy w autokarze, chęć bycia już w domu wygrała za wszystkim.


Jednak jak Wilno wspominam? 
Piękna pogoda, niedzielny spokój, magiczny cmentarz, znowu dużo chodzenia, potem niespodziewany deszcz, ładny ryneczek, pyszne jedzenie.


I [uwaga!] będąc tam udaliśmy się piechotą na cmentarz (wszystko dzięki opiekunowi wycieczki!). Otóż: miejsce to nosi nazwę: Cmentarz na Rossie (od nazwy dzielnicy w Wilnie [Rossa]). 
Co zrobiło na mnie wrażenie to ilość anonimowych grobów poległych żołnierzy oraz grób matki Piłsudskiego zawierający również jego serce. Nie zapomnijmy o słynnym napisie: "Matka i serce syna".


Na koniec mały bonusik przedstawiający prawdziwy backstage z naszych kubotowych wyczynów:


Mimo krótkiego, bo zaledwie kilkugodzinnego pobytu w Wilnie, jestem zadowolona. Podobało mi się to co zobaczyłam, choć wszystko przypominało mi Polskę. Wilno jest z pewnością duże (zresztą jak przystało na stolicę) i jest miastem łączącym nowoczesność z dziedzictwem starości (B. nie pisz już ..), do Wilna nie wrócę (z własnej woli), ale jeśli będą kazali to pojadę.

No kurde miasto jak miasto, dupy nie urwało.

Pozdrowienia dla czytających i dla Litwinów!
Oby tak dalej,
B.